Wszyscy odradzali nam wyjazd w tym roku na narty. Czarnowidztwo i pesymizm życzliwych nie zachęcał, ani nie nastrajał pozytywnie.

Z sercem na dłoni, w sobotę rano zebraliśmy się na parkingu pod stadionem, zapakowaliśmy autokar i ruszyliśmy w drogę w poszukiwaniu śniegu. Nasze obawy rosły z każdym kilometrem. Jeszcze w Szklarskiej Porębie nie było ani śladu śniegu. Magiczna zawsze, granica wiecznego śniegu na polanie w Jakuszycach, również nie pozostawiała wiele złudzeń. Śnieg owszem był, ale znacznie mniej niż zawsze w tym miejscu. Pierwotny plan zakładał rozruch w Pasekach, jednak po przyjeździe oczom nam ukazały się zielone wzgórza, zamiast ośnieżonych szczytów. Intuicja szpiega, w postaci strony internetowej holidayinfo.cz, kazała nam obrać kierunek na Harrachov. Strzał w dziesiątkę. W Harrachovie był śnieg. Trzy godziny białego szaleństwa na stoku, przyjazd do hotelu, obiad, niestety pozostawiający wiele do życzenia, i upragniony sen, po pełnym wrażeń dniu. Drugiego dnia zdecydowaliśmy nie ryzykować. Harrachov i cały dzień totalnej, dzikiej jazdy, dodatnia temperatura, mało ludzi, tylko słońca brak. Szczęśliwi, obolali ale usatysfakcjonowani o 16 udaliśmy się do hotelu. Lepszy obiad, ping pong, filmy i zasłużony odpoczynek. Trzeci dzień, dzień wyjazdu powitał nas pięknym słońcem. Wymarzona pogoda, stok zmrożony, szybki, twardy. Ponieważ przyjechaliśmy wcześnie rano trasy świeżo zratrakowane pozwoliły nam na szusowanie po sztruksiku. Piękne zakończenie trzydniowego wyjazdu.

Tym sposobem zdementowaliśmy plotki o totalnym braku śniegu. Dobrze, że nie posłuchaliśmy malkontentów i pojechaliśmy. Co przeżyliśmy to nasze. Z niecierpliwością czekam na kolejny wyjazd.

#globetrotter, #narty